1 lipca 2007, 12:00
Autor: Anna Cymer
czytano: 6439 razy

Śmierć fotografa

Śmierć fotografa

22 czerwca zmarł Bernd Becher, jedna z najważniejszych postaci w dziejach światowej fotografii.

Gdyby nie małżeństwo państwa Becherów, współczesna fotografia (nie tylko w Niemczech – na całym świecie) wyglądałaby całkiem inaczej – co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. I to przynajmniej z dwóch względów. Po pierwsze Bernd i Hilla zaczęli fotografować świat w sposób wcześniej raczej nieznany. Po drugie wykształcili oni tak potężną rzeszę fotografów (i ucząc w Akademii Sztuk Pięknych w Düsseldorfie, i nieświadomie, mając na świecie setki naśladowców), że ich wpływ jest wręcz trudny do objęcia.

Na temat prac państwa Becher (tak na marginesie – byli małżeństwem od 1961 roku, czyli prawie pół wieku!) powstało wiele opracowań, książek, albumów i artykułów. W końcu 50 lat znanej i cenionej na świecie działalności zostawia ślad. Dlatego nie będę tu znowu opisywać ich pracy, poglądów na fotografię i zdjęć.
 


fot. Bernd i Hilla Becher, źródło: www.nytimes.com

W kontekście tej nieoczekiwanej śmierci (Bernd do ostatnich dni był aktywny zawodowo, zmarł w szpitalu, w wyniku powikłań po operacji serca) zaskoczyła mnie zupełnie inna sprawa. Prawie niegdzie nie pojawiły się na ten temat żadne informacje! Ani w prasie, ani w telewizyjnych wiadomościach. Spośród światowych tytułów chyba tylko New York Times uwzględnił ten fakt na swoich łamach, publikując wspomnienie o tym wybitnym twórcy (choć wiadomość ta ukazała się 4 dni po fakcie, pewnie akurat wtedy redaktorzy mieli „dziurę” do zapchania na stronie...). Szukając w internecie wiadomości o śmierci Bechera, jedyne miejsca, w których rzeczywiście się one pojawiają, są serwisy interaktywne, redagowane bezpośrednio przez czytelników. Czyżby więc „zwykli” ludzie bardziej dostrzegli ten fakt, niż światowe serwisy? Internauci szybciej docenili wkład Bechera w dzieje fotografii niż agencje prasowe, dlatego uznali za stosowne umieszczenie informacji o jego odejściu.

W 2004 roku świat stracił dwóch fotografów (choć „z półki” całkiem innej niż Becher). Richard Avedon w czasie sesji dla New Yorkera dostał wylewu krwi do mózgu i zmarł zaraz po przewiezieniu do szpitala. Kilka miesięcy wcześniej Helmut Newton, wyjeżdżając autem spod hotelu w Hollywood nagle dostał zawału serca, stracił panowanie nad kierownicą i zmarł, po uderzeniu samochodem w pobliski mur. Z tego, co pamiętam sprzed trzech lat, dużo więcej pisało się o wypadku Newtona. Czy dlatego, że był bardziej wybitnym twórcą? Raczej nie, akurat klasa Newtona i Avedona (a także dziedzina fotografii, w której się poruszali) były bardzo podobne. Jestem przekonana, że więcej pisało się o odejściu Newtona, po prostu dlatego, że jego śmierć była bardziej widowiskowa.

Człowieczeństwo fotografa można poznać po tym, że najczęściej umiera – jak większość ludzi - w bardzo banalnych okolicznościach, w ciszy i bez fajerwerków. Zdarzają się – jak w każdej grupie zawodowej – też wyjątki od tej reguły. Diane Arbus popełniła samobójstwo, Roberta Capę zabiła mina w Wietnamie, Zbigniew Beksiński został zamordowany we własnym mieszkaniu – jednak większość z nich odchodzi niepostrzeżenie.

Mierzi mnie, że w tak straszliwie skomercjalizowanych czasach, w jakich dziś żyjemy, nie ma miejsca na obiektywne docenienie czyjejś wartości i uhonorowanie jego pamięci choćby przez krótką notkę. Jeśli jesteś kimś nieznanym, ale strzelisz sobie w głowę z pistoletu na centralnym placu miasta – powiedzą o tobie wszystkie stacje telewizyjne, napiszą wszystkie gazety. Jeśli jesteś fotografem, bez którego światowe dzieje tej sztuki byłyby dziś zupełnie gdzie indziej, ale umrzesz po cichu – nie licz, że ktoś cię wspomni...



www.swiatobrazu.pl